środa, 2 grudnia 2015

Piesek czy suczka?

Mogę się założyć, że każdy z Was przynajmniej raz w życiu usłyszał na spacerze tekst "piesek czy suczka" od osoby, której pies właśnie biegnie w nasza stronę.

Jakby to miało znaczenie z czyich zębów ten nieszczęsny piesek zginie... ;)

Co tym ludziom ubzdurało się, że jak piesek podbiegnie do suczki to się nic nie stanie? (i na odwrót). Liczą na miłość od pierwszego wejrzenia?
Nie wiem. Kurde, nie wiem!
Nie wiem czy ci ludzie takie ograniczenie myślenia i przewidywania dziedziczą, czy pracują nad tym latami.


Ja wiem, że niektórzy psy mają z przypadku i ten pies jest dla nich jednym wielkim wrzodem w życiu. Ale widuję i wypindrzone damy z równie wystrojonymi pieskami i podejrzewam, że stać ich na smycz albo chociaż na kilka lekcji pt. : "jak nauczyć psa przywołania?"

 Problem akceptacji i tolerancji innych poza swoich nosem w naszym społeczeństwie jest poważny. Wiem, że nie da się zbawić całego świata. Wiem, że dla ludzi najefektywniejsza nauka jest wtedy, kiedy dostaną za coś karę. Samo uświadamianie nic nie daje.

Kilka osób już się nauczyło pilnować swoje psy, kiedy piesek biegł do słodkiej suczki, a ta suczka prawie go zabiła.

Nic mnie tak nie wkurza na spacerze jak biegające luzem psy!
Sama puszczam Santę ze smyczy. Jasne, po to jest spacer. Ale do jasnej cholery, co jest w skomplikowanego w zawołaniu psa?!
Co do czego, to każdy jest wygadany jeśli chodzi o bronieniu swoich racji, ale żeby wypowiedzieć dwa słowa "do mnie", to większość zapomina języka w gębie.

Zawsze, gdy widzę psa na horyzoncie wołam do siebie Santę. Niestety muszę przewidywać reakcję swojego psa, obcego psa i jeszcze reakcję tego durnego człowieka.

Robiłam to zawsze - gdy Santa ignorowała psy, i teraz, gdy Santa boi się psów i jest w stanie psa dosyć mocno poturbować jeśli się jakiś na nią rzuci.


Ten post zawiera wiele emocji. Negatywnych emocji. Po prostu brak mi już siły. Pracuję dzień w dzień z psem. Z psem, który boi się psów. Tak, boi się. Jest to uciążliwe, zwłaszcza, że do listopada tamtego roku problem z psami nie istniał. Psy były tłem, były ignorowane. Niestety ciąża urojona i hormony robią swoje. Efekty uboczne są dla nas nieco kłopotliwe.
Zawirowanie hormonalne i kilka ataków ze strony psów dały się we znaki. (psów ulicznych, no bo to, ze jakiś pies u kogoś przebywa, a cały dzień biega po ulicy, to nie jest pies domowy).
Ze strachu nie da się wyjść "od tak". Pierwsze fazy strachu dosyć szybko przygasiłam. Ale potem znowu zaczęły się ataki.

Zdarzały się ataki podczas załatwiania swoich potrzeb fizjologicznych - tak, kiedy Santa sikała podbiegł pies i ją zaatakował (myślałam, że sama rozszarpie tego psa). Pierwszy raz miałam okazje zobaczyć jak pies biegnie z końca ulicy sprintem i wbija się mojego psa...
Było jeszcze kilka przypadków, ze strony psów-szczekaczy, które skutecznie też wkurzały Santę.

W każdym przypadku, kiedy dochodziło do spięcia, to JA musiałam ratować czyjegoś psa. Nikt, powtarzam NIKT nawet nie przyspieszył kroku, kiedy to ich pies był przygniatany przez wielkiego owczarka.
Nikt nawet się nie odezwał słowem. Nigdy nie usłyszałam "przepraszam". To ja pytałam się czy psu się nic nie stało, bo chyba tylko ja jestem odpowiedzialna za czyny swojego psa...


 I tak, dzień w dzień wychodząc z psem na spacer staram się przechodzić przy jak największej ilości psów. Z każdym psem, jest postęp. Santa nie zwraca uwagi na psy, do czasu. Do czasu, kiedy znowu jakiś kundel jej nie zaatakuje.
Cholery idzie dostać!!
Nie można się zrelaksować na spacerze, bo musisz się zastanawiać "a ten to zapnie tego psa?", " a ten pies biegnie po śmierć czy się zatrzyma?"

 I gdy słyszę te cudowne słowa "piesek czy suczka?" to mam ochotę puścić Santę i samej podejść do tej osoby złapać za łeb i walnąć kilka razy głową o mur.



9 komentarzy:

  1. Potwierdzone info, Santa nie zabiła mi psa </3
    Nie możesz po prostu takiego pędzącego burka pierdolnąć butem?
    Ja zawsze jak mam sytuacje taką że jakiś pies popierdala w moją stronę, nigdy, NIGDY nie biorę psa na ręce, zawsze wychodzę przed psa i czekam na takiego delikwenta. Zawsze było tak że kiedy pies zobaczył moją postawę wycofywał się. Raz jedyny jak szłam z Ozim i Jakubem podbiegł jakiś burek do nas a ja go nie zauważyłam i rzucił się na Jakuba, nie dało się go odciągnąć, pies nie zdołał uciec a ja z dwoma smyczami miałam ograniczone pole ratownicze dla niego, pozostało mi użyć nóg. Dostał z buta tak mocno, że zatrzymał się na środku drogi, na (jego) szczęście to była wieś i nie ruchliwa droga, bo jeszcze na koniec auto by go potrąciło.

    Nie jestem zwolenniczką takich zachowań, ale dobro (I PSYCHIKA!!) M O J E G O psa zawsze będzie u mnie na pierwszym miejscu, i czasem trzeba użyć jakichś szokujących metod (czyt. zatrzymanie szarżującego psa podeszwą swojego buta) nie mam zamiaru stać i patrzeć jak obce zawszone kundle jakichś niedojebów rujnują spokój psychiczny mojego psa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopóki wychodziłam z samym Rafikiem, problem psów kończył się gdzieś na moim bucie. Jeden, drugi kop przypadający na jednego psa skutecznie je odstraszał. Niekiedy też sama postawa wystarcza. Ale 8 kilogramowy pies sięgający mi do kostek, to... nie pies. Inaczej wygląda sprawa, gdy próbujesz utrzymać prawie 30 kilogramowego psa, który jednak jak się wkurwi to szybko nie odpuszcza.
      Poza tym, jak jakiś delikwent próbuje do nas podbiec, to niestety mam za krótkie nogi by go kopnąć, bo Santa skutecznie odwraca się w miejscu i z lekka odstrasza większość psów.

      Usuń
  2. Pytanie "Piesek czy suczka?" tak nie do końca jest złe. Samej zdarzało mi się pytać. Bo z suczkami to różnie bywa, ale psy bardzo często mają problem z innymi samcami. Czarek od zawsze był dominujący i czasem takim pytaniem zapobiegałam bójce : gdy Mój chciał obwąchać drugiego a ja dowiedziałam się zawczasu że to też samiec to mogłam z wyprzedzeniem skupić się i reagować w razie spiny. Z suczkami był kamień z serca bo z panienkami chętnie się bawił.
    Więc czasem lepiej zapytać.
    Ale zgadzam się że taki tekst wyrzucany w pośpiechu w momencie gdy psy już na siebie szarżują nie jest zbytnio mądry....
    Tak w ogóle to dziwi mnie fakt że u was aż tyle psów agresywnych biega luzem... Że Santa została tyle razy zaatakowana. W moim mieście na agresywnego spuszczonego psa natknęłam się raz i skończyło się małą raną na pysku Czarka (nie wiem co z tamtym w sumie). Za to kilka razy psy się zerwały z flexi czy wykręciły z ręki czy obroży (najgorszą naszą bójką była taka z 30kg TTB na flexi z biedronki)....
    Może powinnaś zmienić okolice spacerów - by nie natrafiać na te burki? Ja chodzę w miejsca gdzie jest raczej mało innych psów a obleganego parku unikam jak ognia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałabym znowu zmienić miejsce zamieszkania, by uniknąć tych psów.
      Wcześniej, "na mojej dzielnicy" załatwiłam wszystkim luzem biegającym psom pobyt w schronisku, bo nie było jak przejść chodnikiem, tyle się ich szwendało...

      Usuń
  3. Hej. Nie posiadam jeszcze psa a świat psów i ich właścicieli poznaje wychodząc, od czasu do czasu, na spacery z suczką mojej siostry (
    mieszaniec ale dość wyrośnięty). Zawsze psa mam na smyczy i jak słyszę od mijanego człowieka, że jego pies lub suka nie dogada się z moją to się mijamy i psy nie maja kontaktu. Pytanie "pies czy suka" z mojego punktu widzenia jest wiec zasadne bo pozwala uniknąć spięcia. Jednak nie spotkałem się jeszcze z agresywnym psem biegającym luzem. Te swobodnie biegające są raczej przyjaźnie nastawione.
    P.S.
    Bardzo fajny blog Santy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mocne słowa... Ja na (nie)szczęście mieszkam na końcu miasta i tutaj wiele psów jest przywiązanych do bud (żaden z nich nigdy się nie bawił). To smutne lecz zdaję sobie sprawę, że gdy inny pies postara się chociaż zdominować Bonusa to zaczyna się agresja. Bonus doskakuje do gardeł innym psom co mnie szczerze mówiąc przeraża. Z drugiej strony cieszę się, że psy nie biegają ciągle swobodnie (są tylko 2 takie kundle). Do miasta chodzę z psem rzadko ale znam ten ból.
    Pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
  5. Kup gaz pieprzowy. Ja już dawno dałam spokój jeśli chodzi o proszenie, czy nawet o opieprzanie ludzi, że nie chcą zapiąć swojego psa. Nawet dzwonienie na straż nic nie daje. Ostatnio trzy psy (chyba musiały komuś uciec, bo na horyzoncie nie było właściciela) naraz szarżowały na mojego, wystarczyło, że raz psiknęłam i nawet do końca dokładnie nie trafiłam i od razu był spokój.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja słyszę zwykle od ludzi "pies czy suka" gdy są zainteresowani moim psem, do tego pytają o rasę itp... Raz pewna pani mnie o to zapytała (miała swojego psa na smyczy), a gdy odpowiedziałam, że pies to powiedziała, że nic złego się nie stanie (czy coś w podobie, bo ona też ma psa), jednak wystarczyło, że powiedziałam, że mój pies nie przepada za innymi psami i dała spokój z zapoznawaniem psów.
    Więc mnie nie denerwuje to pytanie. Bardziej denerwuje mnie to gdy ktoś z daleka krzyczy "ON NIC NIE ZROBI", taki np.: biegnący Shar Pei i wtedy mam ochotę zamordować takiego człowieka, bo mnie nie obchodzi, że on nic nie zrobi, chodzi o to, że mój pies nie przepada za innymi, dużymi psami. Szczególnie gdy są nachalne, a właściciele się nawet nie śpieszą by zabrać swojego psa, gdy widzą, że mój pies się zaczyna rzucać (co z tego, że waży te 60 kg).
    I chyba mieszkam na obszarze, gdzie są dość dobrze wychowani ludzie, puszczają swoje psy ze smyczy, ale potrafią je przywołać (no teraz, kiedyś pewien pan nie był w stanie zapanować nad swoją suką w typie on'ka i zaczęła się rzucać na mojego psa :| ).

    OdpowiedzUsuń
  7. Też nienawidzę pytania "piesek czy suczka" dlatego zawsze odpowiadam "to nie ma znaczenia". Zawsze ktoś taki się krzywo popatrzy ale bardziej pilnuje psa i już się nie odzywa.

    OdpowiedzUsuń