czwartek, 25 czerwca 2015

3 urodziny




23 czerwca Santa skończyła 3 lata.
Mam wrażenie, że jest ze mną od zawsze, a gdy zamknę oczy dokładnie pamiętam dzień, w którym po nią pojechaliśmy i to samo uczucie w brzuchu na widok szatańskiego wcielenia, że to jednocześnie najgorsza i najlepsza decyzja w moim życiu :)

Dlaczego najgorsza?
Miałam do wyboru spokojną, wyważoną sukę, która przez cały czas się z nami miziała i ciemnowilczastego szczeniaka mieszanki kojota z chartem, który usiłował dobrać sie do mięsa na wysokiej budzie, który nie odpuszczał, który szukał rozwiązania, a gdy zobaczył szmatkę nie puścił. Próby zdjęcia jej ze szmatki skończyły się złapaniem za koszulkę (i rozerwania) jej hodowcy. Choć bawiłam się ze spokojną suczką, to wzrok i myśli ciągle uciekały ku temu ciemnemu zjawisku. Nie wiedziałam jaką decyzje podjąć. 
Wziąć spokojniejszą, łatwiejszą do prowadzenia suczkę, przy której nic nie zaiskrzyło..
Czy wziąć na własne życzenie najgorsze zło w promieniu kilkunastu kilometrów?
Swój do swego ciągnie, więc decyzja zapadła. Biorę Szatana.


Ku naszemu zdziwieniu Santa była bardzo spokojnym psem w domu, lubiła jeździć samochodem, akceptowała Rafika do czasu pory karmienia, była spokojna na spacerach. Jej czarny charakter wyszedł, gdy została odrobaczona (nieszczęsny okres zarobaczenia... :/). Wtedy poczułam co to znaczy użytek z bardzo dobrze rozwiniętymi popędami połączony z niedoświadczona osobą. Armagedon :D

Santa nie jest łatwym psem do prowadzenia. Jest dosyć niezależna w działaniu, próbowała mi stawiać swoje warunki.. nadal usiłuje, tylko teraz już się umiemy porozumiewać :P
Myśli i analizuje w błyskawicznym tempie. O wiele szybciej niż ja xD Długo się uczyłam przyspieszyć swoje reakcje, by wyprzedzić reakcje Santy. Długo sie uczyłam hamować swoje ciało przed wykonywaniem mikro ruchów, które Santa wyłapywała i robiła komendy z wyprzedzeniem...
To nie jest pies schematu. Każdy trening musi być inny, co kilka powtórzeń muszę zmieniać taktykę działań, bo przewiduje łańcuchy zachowań. Wspominałam, ze nauczyła się robić schemat do IPO1? Tak, to dlatego jeszcze tego nie mamy, bo do tego potrzebny jest przewodnik, a Santa robi całość na pamięć :P

Wymusza, szantażuje, odwala szopki w najbardziej nieodpowiednich momentach :)

Każde moje słowo interpretuje na swój sposób. Uważa, że każdy zakaz można nagiąć, uważa sie za nadpsa wśród innych psów i ludzi - ludzie sa dla niej nikim, są podwładnymi, do wydawania żarcia.


Dlaczego najlepsza?

Santa jest moim odbiciem lustrzanym. Być może dlatego wybaczam jej wszystkie odchyły. Podoba mi się jej cięty charakter, temperament, agresję w pracy, mega popędy. Zaangażowanie - zawsze i wszędzie. Nie ma momentu, by nie chciała pracować lub po prostu robić cokolwiek. 

Jest wszechstronna. czego byśmy się nie podjęły - robi to zajebiście, krótko mówiąc. Zawsze na wysokim poziomie. Nie ma żadnych ograniczeń. To pies skała.
Zasłynęła z opisu trenerów jako "kur*wsko cięta suka".  Zdziwieni Ci, którzy myśleli, ze treningi z nią są proste :D

Mogę się na nia wydrzeć, wylać na nią swoje złości, które mnie spotykają. Przyjmie to na klatę i z miną "jak ci przejdzie to chodź mnie przytul i idziemy na trening". 

Gdy się zapomnę szybko sprowadza mnie na ziemię i mówi, ze to nie czas, nie moje i jej umiejętności. 


Nie am co ukrywać - Santa jest zjawiskiem. Kto by jej nie poznał jest nią zachwycony.
A jeszcze bardziej są zdziwieni, że to wszystko robi Owczarek Niemiecki!

Mój pies nie został wychowany (choć próbowałam, ale źle trafiłam.. ) na przyjaciela wszystkich stworzeń na świecie. Nie została wychowana na idealistyczną wizję psa domowego. Została wychowana tak jak podoba się mnie, a nie sąsiadowi i człowiekowi po drugiej stronie monitora. Robię z nią to co chcę, a nie to co wypada, by robił przeciętny okaz ONka. Robię to co sprawia nam obojgu radość, czyli w zasadzie sporo. Każde wyzwanie to sprawdzenie i dopracowanie naszego porozumienia i więzi.


 Minęły 3 lata, a ja nadal nie potrafię wyjść z zachwytu Santy. 
Od 3 lat śmieję sie z tych samych głupich wyrazów pyska
Od 3 lat wybucham śmiechem, gdy zaczyna jodłować, by coś wymusić.
Od 3 lat ulegam, gdy zaczyna się ślinić na widok jedzenia.
Od 3 lat myśli, ze jest rozmiarów jamnika.
Od 3 lat miałam już milion pięćset siniaków i zadrapań na swoim ciele po zabawi i treningach z nią.
Od 3 lat próbujemy trenować i równie długo wychodzą nam błędy z przeszłości na przeciw naszej przyszłej niedoszłej kariery sportowej :D

Jedno jest pewne - nigdy nie będę mieć tak "innego" psa jak ta Diablica. To musiała być jakaś przypadkowa reakcja chemiczna, bo takie okazy nie rodzą się często  :D


czwartek, 18 czerwca 2015

(Re)socjalizacja z psami

Rafik i Santa
Santa od początku nie miała dobrych skojarzeń z psami. Zawsze trafiała na zbyt pobudliwe, ekscytujące się lub agresywne ( z różnych przyczyn) psy.
Chciałam dobrze, wyszło jak zawsze... :)

W swoim życiu trafiła na Nadię, która jest jej mentorką, mamą, babcią, przyjaciółką i wszystkim na raz. Jest to oczywiście miłość platoniczna.. Nadia ma to w szerokim poważaniu, ale dla Santy ta suka jest bardzo ważna.
To dzięki niej po każdym pogryzieniu Santy leciałam na spacer z Patrycją i Nadią, żeby pokazać Sancie, że Nadia nadal jest dobra i nie trzeba bać się psów.



Każde pogryzienie skutowało coraz większym strachem. Doszło do tego, ze na widok biegnącego psa z naprzeciwka Santa uciekała z podkulony ogonem i z piskiem 20 metrów dalej w krzaki...Wtedy zaprzestałam jakiegokolwiek kontaktu z psami - wiadomo co jakiś czas spotykała się z Nadią. Unikałam psów i o jakimś czasie psy stały się tłem. Santa nauczyła się że jak będzie je omijać szerokim łukiem to nic się nie stanie - najpierw pokazałam jej to na smyczy, ze tak powinna robić, by nie prowokować drugiego psa. Wszystko było dobrze. Akceptowała psy w sowim domu, na podwórku. Akceptowała psa w obcym mieszkaniu jedząc koło siebie surowe kości.
Schelma i Santa
Vuko i Santa



Texas i Santa
Ruby i Santa

Astro i Santa
Serin i Santa

















Tak sobie żyłyśmy spotykając się co jakiś czas na pojedynczych spacerach, albo na wyjazdach ze znajomymi.
Astro i Santa
Pod koniec tamtego roku Santa miała ciążę urojoną. Jej strefa intymna mocno się rozszerzyła, swoją niechęć i zniesmaczenie do innych czterołapów zaczęła okazywać na wystawie w NDM. Podobno miało to minąć razem z urojką. Nie minęło. Ograniczyłam więc kolejny raz kontakty z psami licząc, ze problem sam zniknie jak poprzednio. Niestety nie tym razem. Nie po fakcie, gdy Santa doskonale wiedziała jaką ma siłę fizyczną i jaką presję wywołuje u psów. 
Po drodze mieliśmy jeszcze CACIB w Łodzi i tysiąc psów wokoło, których oczywiście nikt nie pilnował. Dla ludzi naturalne jest nieinteresowanie się co jego pies robi "przecież jest na smyczy".
Musiałam odciągać Santę, co dodatkowo ją pobudzało w złą stronę.
Po wystawie stwierdziłam, ze znudziło mi się już unikanie psów i patrzenie czy każdy pilnuje swojego psa, bo 3/4 ludzi i tak nie wie co ich pies robi podczas spaceru.

Wiadomo stan Santy doszedł do etapu jeżenia się na każdego napotkanego psa, a następnie na ujadanie do każdego w bramie (dziękuję Ci tato, za pokazanie psu, ze tak można -_- )
Najpierw zaczęłam od tego, żeby nie podchodziła do napotkanych psów. Na tym etapie mogła sie jeżyć, ale nie podchodzić. Jednocześnie walczyłam z zamknięciem paszczy i co za tym idzie zmniejszenia ekscytacji przy bramach. Moim lekarstwem było siedzenie przy bramie i ujadającym psie tak długo, aż nie przestanie wydawać z siebie dźwięków. Trwało to trochę, nie powiem, bo przeciwników za bramą mieliśmy twardych ;)

Następnym etapem była możliwość przywitania się z podlatującym psem. Oczywiście sierść w każdym możliwym punkcie na ciele Santy była mocno na stroszona, ale odwoływała się zanim poziom ekscytacji zaczął podskakiwać - nauczyłam się za pierwszym razem, gdy jeden kundelek za bardzo się podekscytował i chciał skoczyć na Santę, która skutecznie przygwoździła go do chodnika...

W tym etapie pomogła nam cieczka. Santa stała się bardziej miła dla psów. Ba! ku mojemu zdziwieniu bawiła się z labradorem-przyszłym niedoszłym kawalerem :> Ale pamiętamy, ze wyznajemy zasadę "każdy labrador to Nadia". Następny był mały kundel, który nie stracił życia przymilając się do cieczkującej Santy ;P

Tak nam mijały dni i zapoznane kolejne psy. Nadszedł etap, kiedy przed bramą czekałam kilka minut, aż opadnie Sancie zjeżona sierść (wtedy już normalnie przechodziła nie drąc się koło bramy).

Wtedy zaczęłam szukać psa, który mógłby pokazać Sancie, ze spotkanie z psem trzeciego stopnia oko w oko jest rzeczą normalną. Padło na pewnego merle bordera. Border był spokojny, ale nie egzekwował sygnałów wysyłanych przez Santę. Przez co ona była w ciągłym stresie. Niewiele to dało, ale jednak to był już jakiś wstęp do spotkań psio-psich. Kolejną kandydatką była -ponownie-merle suczka collie Lula. Strzał w dziesiątkę. Lula od razu wyczuła, że Santa nie czuje sie pewnie przy niej. Dała jej czas i dużo przestrzeni na przywykniecie. 

Widać było na zostawieniu w odległości 2 metrów, że Santa nie czuje się komfortowo przy drugim psie. Trochę sie wierciła, więc nagradzałam co jakiś czas spokojne zostanie.
Po kilku minutach zrobiłam luźny trening na wyluzowanie.
Następnie usiadłyśmy z Asią w bliskiej od siebie odległości suki automatycznie położyły się za nami tyłem do siebie. Po jakimś czasie Santa spostrzegła, ze Lula jej nic nie robi i zaczęła ją kątem oka obserwować. potem wyluzowała się i wywaliła cztery koła do góry do głaskania, łasiła sie do mnie, reakcja standardowa "tu nie ma psa". Gdy Lula wstała i poszła sobie luźno pohasać Santa dokładnie obwąchała miejsce gdzie leżała suka i była mocno zainteresowana co ona robi, chciała za nią podążać, ale nie dałam jej jeszcze wtedy takiej możliwości.

Kolejnym krokiem był spacer koło siebie na smyczy. Na początku Santa szła jak najdalej od Luli. Potem z każdym krokiem zmniejszała tą odległość, tak ze szły ocierając się o siebie, wąchając nawzajem jedząc wspólnie trawę oraz prezentując inne socjalne zachowania.

Myślę, ze był to przełom w jej postrzeganiu świata.
Potem byliśmy na wystawie. Na ringu czuła się swobodnie.
Po wystawie pojechaliśmy nad rzekę, gdzie był mały shih-tzu. Spike jest standardowym leniwym małym psem na kolana, ale nie ekscytuje się jak głupi na widok psów.

To był pierwszy moment od ponad pół roku, kiedy Santa biegała luzem przy innym psie.




Bez jeżenia się, bez warczenia. Totalne ignorowanie przy dużym pobudzeniu ze strony Santy, gdyż była nad wodą i robiła ciągle tak:


















Film, szału nie ma ale widać reakcje psów.


Obecnie Santa przechodzi bez jeżenia sie przy bramach i psach. Nawet przy tych, które na nas sie rzucają. Psy nie są już celem na spacerze. Powoli staram się ją puszczać przy innych psach na spacerze.
Jesteśmy na etapie, gdzie bez smyczy nie prowokuje psów za bramą, ani nie odpowiada na ujadające burki na podwórkach. Na początku bardzo ja korciło, ale kończyło się to zawsze bardzo aktywnym machaniem ogona w każdą stronę.
Nadal zdarzają się jakieś odchylenia od normy, ale zawsze są one wyraźnie komunikowane. Dopiero, gdy pies nie reaguje na sygnały wydawane przez Santę - ta interweniuje. Stało się tak z tym borderem, który dostałam jasne sygnały "nie podchodź" - na szczęście Santa była na smyczy wiec obyło sie bez rozlewu krwi. Również przy Spajku Santa mu warknęła, by nie podchodził kiedy jadła - ale ten zrozumiał i odszedł.

piątek, 12 czerwca 2015

Kontuzja

Decydując się na uprawianie sportu musimy mieć świadomość, ze każdy sport niesie za sobą szereg przeróżnych kontuzji. Niedawno dotknęła i nas.
Santa miała kontuzję.... kręgosłupa.
Tyle się wałkuje o technikach skoku (które uwaga! NIE SĄ DZIEDZICZNE :> ), żeby wałkować i uczyć psa do samego końca kariery sportowej. Złe lądowanie może przysporzyć wiele kłopotów. Santa ma ładną technikę skoku, osobiście nie staram się jej wyrzucać na gigantyczne wysokości, bo doskonale wiem, ze nawet jak ona nie jest wstanie czegoś zrobić po prawnie, to i tak to zrobi łamiąc przy okazji wszystkie kości, mnie przyprawiając o palpitacje serca, ale będąc zadowoloną, BO MA I JEJ SIĘ UDAŁO.

Niestety nie zawsze jestem wstanie skontrolować kierunek wiatru jak zawieje - czy podrzuci dysk czy go zniesie na ziemię. To samo tyczy się piłki, która wybija się na niewyobrażalne wysokości, nawet lekko podbita. Pech chciał, że Santa przez parę dni nadwyrężała kręgosłup niepoprawnymi wyskokami (praktycznie zdarzają się one na każdym treningu, ale nie do tego stopnia), tym razem coś źle przeskoczyło, naskoczyło, przesunęło się coś ucisnęło i powstał stan zapalny.

W poprzednim tygodniu robiłyśmy frisbee, gdzie dwa razy wybiła się za frisbee lądując na tył. Będą długim i wysokim osobnikiem, potrafi sięgnąć przedmioty na dosyć wysokiej wysokości nie odbijając się. 

W sobotę doprawiła się piłką. W niedzielę byłyśmy na wystawie. Kompletnie nie zwróciłam uwagi na fakt jak zachowuje się Santa, bo należy ona do osobników, które nie pokazują, ze coś je boli czy coś im przeszkadza. W niedzielę rano, gdy wstawałam Santa powinna zrobić to samo. Zaniepokoiło mnie to. Coraz bardziej dziwiło mnie czemu ona nadal nie wstaje po mojej porannej toalecie, ubraniu się i przygotowaniu do wyjścia. Dopiero później jak zaczęłam się kręcić po mieszkaniu wstała, dosyć spokojnie. Natomiast w panikę wpadłam, gdy na widok smyczy nawet nie zamachała ogonem.... Jej naturalna reakcja to minimum jeden obrót i podbiegniecie do drzwi. 

Pierwsze co przyszło mi na myśl BABESZJOZA. Panika, histeria. Godzinę po posiłku poszłam z nią do weta ( dałam jej jeść żeby zobaczyć jaką ma reakcję - normalnie jadła i piła). 
W klinice od razu powiedziałam co podejrzewam. Od razu mierzona temperatura - 38 st, wiec napięcie trochę ze mnie zeszło. Ważenie - 26, 5kg (po jedzeniu i piciu). Następne było USG - śledziona, wątroba w porządku, przy okazji podpatrzone jajniki też okej.
Przyszedł czas na morfologię, która coś wyjaśni. 
Krwinki czerwone w normie, czyli żaden pasożyt nie wędrował w kruchym ciałku Santy. Natomiast wyszedł stan zapalny.


Lekarz zapytał mnie, na którą łapę Sancie było ciężko wstać.
Odpowiedziałam, że to nie łapy. 
Kręgosłup. 
W ruch poszła igła. Brak reakcji bezwarunkowych - czyli skóra nie reagowała (powinna się cofnąć, spiąć, itp.)
Ja oczywiście już czarne myśli.. że po psie, że koński ogon, że spondyloza...
Na szczęście to tylko uraz, który bagatela często zdarza się u psów sportowych, skaczących, DŁUGICH, gdzie kręgosłup ma się gdzie wygiąć.
Dostała zastrzyki p-zapalne, p-bólowe. Na pomoc przyszedł laser - zbawiciel.
Po pierwszym laserze reakcje bezwarunkowe powróciły w małej części obrębu "uszkodzonego". 
Następnego dnia pod laser poszły także tylne łapy - tak na zaś. 
Po zabiegu reakcje powróciły na obszarze całych pleców.
Następnego dnia zabieg został powtórzony dla pewności.

Na razie wszelkie skoki, galop, nagłe zwroty odpadają - aczkolwiek wczoraj już sobie użyła w lesie jak zobaczyła zwierza :>

Morał z tego taki, że nawet jak się myśli za psa, to i tak trzeba myśleć jeszcze za zabawkę, którą bawimy się z psem.



środa, 3 czerwca 2015

Konflikty, same konflikty............

Uwielbiam ten czas, kiedy Santa po raz kolejny pokazuje jak bardzo zjebałam nasze początki z obedience :>
Błędy, które są tak mocno zakorzenione w jej umyśle uniemożliwiają nam pójście dalej. Zawsze po gruntownych naprawach w naszych treningach dochodzimy do jakiegoś momentu i dalej pójść nie możemy. Zatrzymujemy się, obie się frustrujemy, bo obie bardzo chcemy a nie możemy i nie wiemy jak. Trochę się tym dołuje bo bardzo chciałabym wystartować w zawodach, a niestety pewne czynniki mocno nam je utrudniają:
- brak grupy ludzi i psów, z którymi mogłabym trenować,
- mój stres przed oficjalnym wystąpieniem,
- brak motywacji, gdy jestem zestresowana (Santa bardzo odczuwa mój stres),
- źle utrwalone podstawy (błędy z przeszłości).


Obecny konflikt powstał przez wymianę zabawek, a raczej przez jej brak...
Santa od początku nie puszczała, to była długa walka. Ani metody pro pozytywne ani awersyjne nie poskutkowały. Jasne puszczała z opóźnieniem i memlaniem, ale puszczała. Teraz nie puszcza w ogóle. Przez to narastała moja złość a Santa coraz bardziej się zniechęcała, aż pokazała mi gdzie moje miejsce z tymi nerwami...

Po każdym przybiciu do dna, w mojej głowie kłębią się miliony pomysłów na odbicie.
Tym razem je sobie spiszę, by móc za jakiś czas do tego wrócić i analizować postępy.
Nie wyznaczam dokładnej daty. Moim punktem w kalendarzu był 28 czerwca - egzamin PT2. 
Pośpiech znowu pokazał mi, że nie myślę i nie utrwaliłam dobrze stania, a rzucam się z kałuży na morze....

Moje cele:

+ pracować na wymianą zabawek
+ pracować nad puszczaniem piłki
+motywować psa na siebie
+wprowadzić nową komendę do warowania ze stój
+ szlifować trzymanie aportu
+przyspieszyć podejmowanie aportu
+przyspieszyć powrót z aportem
+zaryzykować różne warianty z aportem
+praca w rozproszeniach
+praca w łańcuchu przy odłożonej nagrodzie
+krótki trening podczas śniadania i kolacji
+praca zadem
+samokontrola
+stój z marszu
+stój w miejscu
+praca wśród obcych ludzi i psów
+ ZERO JAKICHKOLWIEK INNYCH AKTYWNOŚCI NIŻ OBEDIENCE.
Skończyło się frisbee i wpieprzanie kiełbasy po kryjomu w drugim pokoju za darmo ;)



poniedziałek, 1 czerwca 2015

Ludzie

Jestem osobą, która nie lubi ludzi.
Po prostu.
Ludzie, to najgorszy gatunek stąpający po naszej Planecie. Oczywiście najbardziej podłe osobniki można spotkać z gatunku pseudo miłośnik/fan/obrońca/mam psa i już człowiek.
Uświadamiam sobie to i potwierdzam moją tezę za każdym razem, gdy wychodzę z psem na spacer, jadę na trening albo po prostu wejdę na facebooka.
Gorszych kanalii nie znajdzie się niż w tak zwanym "kynologicznym światku". 
Wszyscy są idealni, nikt nie ma cienia skazy, najmniejszej ryski na swoim działaniu. Tylko on i jego ekipa są super-mega-hiper zajebiści. Inni to totalne dno i wszyscy wszystko robią źle - oczywiście NALEŻY wytknąć każdy błąd, stłamsić, a jak ktoś spróbuje się wychylić to należy zbesztać z błotem. Przed chwilą wspomniałam o tych idealnych. Ci idealni popełniali (często nadal popełniają) te same błędy co ci "gorsi", ale taki nasz zwyczaj, żeby wytykać palcem wszystko co się rusza.


Podobnie jak ja nie lubię ludzi, oni również mnie nie lubią :)
Mówię jak jest, nie owijam w bawełnę. Jasne, zawsze komuś jest nie na rękę. 
Ja przynajmniej mam czyste sumienie i chyba mówiąc prawdę trzymam przy sobie tych paru równie dziwnych dwunożnych osobników.
Wszyscy robią sztucznie wesołe minki, wszystko jest super. Woow. A potem okazuje się, że ten idealny szczeniak okazuje się totalna chałą, ale przecież jest idealny. Świat nie może wiedzieć, ze jego psychika jest (tu ciśnie się wiele niecenzuralnych nieokreśleń, ale.. ) nie prawidłowa, a zdrowie stawia wiele do życzenia. Spróbuj powiedzieć o tym publicznie, to Cie hodowca zlinczuje ;)


No może jestem dziwna. Nie, jestem dziwna, bo powiedzenie publicznie i prywatnie o wadach mojej suki, która ma zostać matką, która ma być protoplastą mojej hodowli, która ma wydać na świat kolejne czterołapy jest dla mnie naturalne i oczywiste. Nagle okazuje się, ze tylko Santa jest psem z wadami, a wszystkie inne psy hodowlane są wręcz idealne. Jak to się dzieje? Skąd Wy bierzecie te psy? ;)
Bo jak tak patrzę i obserwuję, dowiem się to tu, to tam ( a nie interesuje się tylko ONkami i ich hodowlami), to wychodzą kwiatki :>



Chociaż i tak najbardziej wkur... frustruje mnie :) moment, w którym pracuje z psem nad tym, żeby reakcja do obcych psów była możliwie neutralna (o tym w najbliższej notce) i idzie Pani Krysia z Panem Stasiem i dwoma małymi kundlami, które biegają jak opętane i drą pyski na nas. WIDZĄ, że szarpie się z 30 kg wielkim burym kundlem, który chce dorwać te dwa małe cosie, SŁYSZĄ, że krzyczę, żeby zabrali psy, bo inaczej zdzielę z kopa, albo po prostu puszcze psa. Ich reakcja "Maju, zostaw. " "Maju proszę cię nie szczekaj"... i dalej zaabsorbowani rozmową przez telefon (oboje). Ciśnienie 200/200 poziom wkur... najwyższy, ale spokój. Pamiętać, że masz psa.

Kto miał okazje ze mną bywać na spacerze ten wie, że nic nie jest mnie tak wkurzyć jak typowy polski Janusz z psem na spacerze.