Ostatnimi czasy mocno zaczęłam doceniać postępy, które pojawiają się z dnia na dzień. Przy takim psie, gdzie niepożądane zachowania zakorzeniają się jak takie wrzecionowate najgorsze zło, które jak wyrywasz, to i tak gdzieś zostają szczątki w glebie. I tylko walczysz, żeby nie pozwolić im wyjść na światło dzienne.
Santa jest wrażliwym myślicielem, co oznacza, ze wystarczy jedna ODPOWIEDNIA korekta w ODPOWIEDNIM CZASIE. Jak się spóźnisz ułamek sekundy nic ci to nie da...
Postępy pojawiły się w domu:
- w końcu udało mi się wyegzekwować utrzymanie pozycji przy wychodzeniu z domu. Co nie jest takie łatwe, bo wyjście z domu wywołuje u Santy wskoczenie na wysoki poziom ekscytacji (tak, tak... błędy przeszłości). Co prawda już od daaawna Santa przed wyjściem z domu ma sobie usiąść, czekać.... bla bla, co z tego jak emocje po zwolnieniu było słychać nieraz w promieniu 1km... Zwłaszcza, gdy wiedziała, ze idzie do samochodu ( tak, tak to ta opcja "jestę, wiec myślę").
Obecnie jest błoga cisza i czekanie przed drzwiami. Po tworzeniu drzwi nieraz ciągnę ją smyczą i wymagam, by trzymała pozycji. O ile mój pies jest jakimś Einsteinem w psim świecie ja też musiałam błysnąć rozumem i przypomnieć sobie co robię w domu, żeby pies swoje emocje wylał na nie na mnie, a na piłkę.... Piłki ze sobą na spacery nie bierzemy, ale przecież zawsze mamy smycz. Tak wyeliminowaliśmy dodatkowo wydawanie z siebie dźwięków... ciągniecie. Boli mnie trochę ręka w barku, bo przecież trzeba się poszarpać ze szczęścia, ale.. sprawia mi to o wiele więcej przyjemności niż szarpanie się z nią gdy ciągnie ;) Santa ma wpojone noszenie zdobyczy, która wycisza psa i tak o to mamy błogi spokój na spacerach.
na spacerach:
- parę postów wstecz pisałam o resocjalizacji Santy z psami. Od tego momentu pojawiło się kilka incydentów - paradoksalnie nie ze strony Santy :P Brakło mi sił, gdy wróciłam z pracy i dowiaduje się, że jakiś bury kundel rzucił się na Sante, gdy ta leżała przywiązana............................. Potem wybrałam sie na ekstremalny spacer wśród debili z psami, czyli do parku. Trochę sie tak Santa zjeżyła, gdy mijałyśmy psy, aczkolwiek ostatnia sytuacja, gdy pies wybiegł rozszczekany z klatki schodowej a Santa nie zareagowała, na komendę usiadła i czekała i się nawet nie zjeżyła <3
Wczoraj spotkałyśmy spaniela, który z radości, ze zobaczył psa telepał się jak jak narkoman na głodzie. To było wyzwanie. Dotychczas Santa miała przyjemność spotkania się ze spokojnymi, nie prowokującymi psami. Ale, ze było to spotkanie trzeciego stopnia, musiałam jej pozwolić się obwąchać, ku mojemu zdziwieniu... Sancie wzięło się na podrygiwanie do zabawy :D
przed, w trakcie, po treningach obrony:
- to jest duże wyzwanie. Nie szlifowane i niekontrolowane emocje jakie towarzyszyły nam od początku rozwinęły się i bardzo "brudzą głowę" Santy. Postanowiłam i z tym zawalczyć. Kiedyś po wyjściu z samochodu Santa wchodziła w tryb "no dawaj mi go, ja mu pokaże, dawaj, no już, gdzie on jest!". Najpierw była korekta po wyjściu, na otrząśnięcie, ale mało skuteczna - przy takim pobudzeniu to sobie mogę.. nawet kolczatką. Trzeba było oddalić się od celu, czyli pozoranta (heh... to nawet mogło być puste boisko, ale słyszała, ze była obrona...). Im dalej, tym emocje spadały, wiec za każde oglądniecie się za siebie korekta. Wymóg sikupy. Pochodzenie po trawce, natomiast sprytna bestia doskonale wiedziała, kiedy wracamy. Na początku to było siłowanie się i układ taneczny: do przodu, do tyłu, do przodu, do tyłu, obrót, w lewo i w prawo, wolno, wolniej, szybciej, stop. Pies nauczył się, ze nie można ciągnąc. Natomiast napięcie i emocje tylko czekały, aż wciśnie się przycisk "detonacja". Ćwiczyliśmy tez między wejściami, kiedy emocje były niższe, a pies spełniony. Na początku i to sprawiało trudność, bo o ile pies już zaspokoił swoje potrzeby gryzienia, to nadal interesowała się tym co na boisku. Jeszcze nie jest idealnie, ale przynajmniej pomiędzy wejściami Santa potrafi się już zrelaksować i rozluźnić nie zwracając uwagi na boisko, ani na stojącego pozoranta poza nim. Jest progres.
na treningu:
- o ile zaczęłyśmy regularne treningi obrony, to tyle ja nie mogę regularnie z nią chodzić na spacery... Błędne koło, które powoduje niekiedy zbytnie pobudzenie. Natomiast długotrwały konflikt na linii oszczekanie-pozorant-rękaw-namiot został zażegnany i teraz możemy się cieszyć pięknym wbieganiem do namiotu. Teraz jeszcze poczekać, aż będzie się wbijała w rytm od razu.
- kiedyś coś tam pisałam, że mamy jakieś cele... Jednym z nich było puszczanie. Jakoś tak się udało i puszcza nawet rękaw ;)
Trening z wczoraj:
No spore postępy. Dodałam twojego bloga do listy oglądanych przeze mnie na moim nowym blogu :)
OdpowiedzUsuńBrawo że robicie postępy!
OdpowiedzUsuńWspółczuję braku czasu na psa... wiem niestety jak to jest i bardzo się cieszę że w tej chwili mam wakacje i całe dni wolne.
Gratulujemy postępów! :D
OdpowiedzUsuń