piątek, 2 września 2016

Dzika podróż z dziką Santą


Jeszcze nigdy nie byłam tak podekscytowana i jednocześnie przerażona wyprawą z psem.

Z tym psem.
Z takim psem jakim jest Santa.

Nie będę się zagłębiać w jej psychikę i umiejętności wymuszania śpiewem operowym.



Celem naszego wyjazdu były Czechy oraz Jura krakowsko-czestochowska


CO ZABRAŁAM DLA SANTY

- Paszport
- Książeczka zdrowia
- Szelki Pitmann
- Smycz z amortyzatorem Sali
- Kaganiec JVM
- Łańcuszek (zaciskowy)
- Miska
- Worki na psie kupy
- Piłka memłak
- Suszone płuca
- Karma

Przechodząc do meritum posta...

.... Wyruszyliśmy rano wyznaczając sobie za cel dotarcie do granicy polsko-czeskiej, gdzie znaleźliśmy kemping dosłownie na samej granicy.
Rejestracja i bar był w starym budynku granicznym. 
Na ten dzień zaplanowaliśmy sobie lenia i zorganizowanie najbliższego tygodnia.
Pozwiedzaliśmy trochę okoliczne miasteczka, pozachwycaliśmy się pięknymi krętymi drogami i okazało się, ze w pobliżu nie ma żadnej konkretnej stacji benzynowej :D 
Oczywiście pełno stacji Benzina, ale.. nie przekonywała nas stara cysterna i opuszczony budynek w środku pola :P
Najbliższy Orlen okazał się być w Wałbrzychu. Byliśmy zatankowani i gotowi jednocześnie na późniejszą wyprawę do Pragi.

Na następny dzień wybraliśmy się do Adrspachu, który miał mi zapierać dech w piersiach... okazał się być miejscem turystycznym o pięknych widokach, ale zbyt ograniczającym ruchy jak dla nas. 



Wybraliśmy się o 9, akurat gdy otwierali. Wychodząc po godzinie 12 napotkaliśmy 1,5 km kolejkę do kas i prawie 2 km korek samochodów do parkingu. 

Straszna masówka Januszy na wakacjach. Bardzo dużo Polaków, ale i sporo Czechów.

Zaraz po Adspachu chcieliśmy wybrać się do Teplic. 
Przejeżdżając obok wejścia na skałki, ilość osób w kolejce była niewiele mniejsza jak w Adrspachu...
Pojechaliśmy dalej, myśląc, że znajdziemy coś bardziej ciekawego.
I się nie pomyliliśmy.

Z głównej drogi zjechaliśmy w boczną, która stromo prowadziła w górę. Kręta droga i mała hondzinka. Zmęczona honda dojechała na samą górę, a tam... "dzikie" skałki ;) 
Bez ograniczeń, bez ludzi.
Teplice nad Metuji SKLAY Černé jezírko -> mapka


Po drodze do Pragi i z Pragi oraz w drodze powrotnej wstąpiliśmy jeszcze nieraz poskakać po skałkach. 

W Pradze odwiedziliśmy miedzy innymi zoo.
Wyobrażałam sobie Santę, która rozwścieczona rzuca się na biedne zebry i antylopy.
Okazało się, ze zachowywała się całkiem przyzwoicie. Była zaciekawiona, obserwowała zwierzynę z ciekawością ale bez spojrzenia mordercy.
Na dłużej zatrzymaliśmy się przy kozicach, które chodziły po skalnej górze.
Tam widziałam, że Santa "ma chęć", ale reagując odpowiednio wcześnie zaprzestała myśleć o głupich rzeczach :P

Bardzo ciekawym przeżyciem było spotkanie z wilkami.
Co ciekawe Santa była większa od samic i podobnego wzrostu co samiec, ale masywniejsza od wilków.
Nie wiem czy to były młodziki czy dorosłe, ale większe wrażenie robiła Santa.
Obstawialiśmy w jakim czasie Santa zgładziłaby wilka :D
Takie wolne żarty :x

Byliśmy w dwóch parkach w Pradze. 
Bardzo podoba mi się jasne i czytelne oznakowanie parków.
Wyznaczone strefy spacerowania z psami na smyczy i strefa "luzu". 
Wchodząc w alejkę, gdzie psy mogły biegać luzem czułam się jakbym wchodziła na psia autostradę.
Co 10 metrów kosze na śmieci i przy każdym woreczki na psie kupy, których o dziwo... nikt nie kradnie...
 
 

W zasadzie wszędzie, gdzie wchodzi się z psem, dostaje się worki na psie kupy oraz "instrukcję obsługi" jak zachowywać się z psem, żeby wszystkim żyło się lepiej. Wszędzie są miski z wodą. I nikt nie patrzy na człowieka z psem jak na osobę chora na trąd. 

Co jeszcze rzuciło mi się w oczy to minimalna ilość kundli. 
Psów nierasowych mogę wymienić na palcach jednej ręki, które widziałam przez tydzień w Czechach. Same rasowce, i to nie byle jakie ;) 
Charty, rodezjany, oczywiście zatrzęsienie borderów i ozików. Pudle, JRT, CHUDE i SZCZUPŁE labradory mmmm Goldeny. Spotkaliśmy jednego użytka w górach.
Żadnego eksteriera (ON). Czesi wybierają mądrze :P 

W dodatku na każdym psie oryginalne obroże i szelki. Co drugi pies w szelkach hurtty.


Byliśmy też na Jurze krakowsko-częstochowskiej. 
Świetne skałki i widoki, mało ludzi, jedynym towarzystwem były dwa stada owiec pasących się na górach i... ogromne... przeogromne ilości śmieci.
Nie rozumiem jak można być taką świnią.. Ludzie wstydu nie mają. Pomijam fakt, ze w promieniu 2 km żadnego śmietnika, ale my tez mieliśmy rzeczy do wyrzucenia, które zabraliśmy ze sobą.

Korzystając z tego, że byliśmy jedyni ana ruinach zamku Santa biegała luzem po skałkach, bowiem po wcześniejszych kilku dniach Santa ewoluowała w kozicę i każda skałka była jej, co powodowało, że moje życie znajdowało się na granicy. Dosłownie.


Wbrew mojej panice Santa zachowywała się przyzwoicie. Nie odnotowano żadnego zabójstwa psa, sarny, kota jelenia czy kozicy ;) 
Była dla mnie bardzo dużym ułatwieniem wchodząc pod górę i bardzo dużym utrudnieniem schodzac z góry.







1 komentarz:

  1. Czemu, ach czemu jest taka przepaść między nami a Czechami? Może nie wszyscy i nie wszędzie ogarniają psy, ale z kolei u nas nie wszyscy i nie wszędzie nie ogarniają.
    Adrspach bardzo mi się podobał, ale najpiękniejszy jest dalej od głównego szlaku. I zazdroszczę ZOO - też bym chciała!

    OdpowiedzUsuń