środa, 18 listopada 2015

Seminarium z Jiri Scucka.

W ubiegły weekend byliśmy na seminarium z Jiri Scucka. Jego doświadczenie w pracy z psami to ponad 35 lat. Jego celem jest popularyzacja szkolenia psów opartego na komunikacji linii człowiek - pies i wysokiej motywacji do pracy.

Tematem seminarium było: Posłuszeństwo - naturalna komunikacja a szkolenie. Rozwiązywanie problemów.
W trakcie części teoretycznej poruszyliśmy takie tematy jak: Pies i człowiek - zderzenie kultur, jasne sygnały, timing, motywacja, refleks, dyskomfort, korekta, kształtowanie, jak przebiega ćwiczenie?

Na seminarium nie pojechałam z jakimiś wygórowanymi problemami. Jasno wiedziałam z czym się borykamy i potrzebowałam jasnego przekazu co zrobić, by to wyeliminować.

Na seminarium pracowaliśmy nad motywacją podczas zawodów i egzaminów oraz nad trzymaniem aportu. Przy okazji Jiri poćwiczył z nami puszczanie piłki, bo jak to powiedział "w lesie tak samo goni Ci tylko za sarnami, a za królikami już nie?"

Na seminarium było bardzo dużo obserwatorów i 11 psów ćwiczących. Oczywiście okazało się, że 7 na 11 psów miały problem z lękiem i totalnym olaniem właściciela, dlatego nie chciały pracować.
Obserwowanie uświadomiło mi jedną najważniejszą rzecz, zwłaszcza, gdy Jiri bardzo się zdenerwował, gdy wałkuje temat o lęku i agresji pół godziny, wchodzi pani z psem, który rzuca się ze strachu na Jiriego, a ta go szarpie i rzuca (karci) za agresje lękową.
I nagle mnie olśniło, dlaczego problem z agresją do psów u Santy co jakiś czas się pogłębia a nie zobojętnia.


To seminarium bardzo dużo mi dało. Najbardziej dlatego, że w końcu mam utrwalone podstawy. Wiem, po co, dlaczego, kiedy, jak i skąd co się wzięło. Rozjaśniło mi pewne metody treningowe oraz techniki uczenia psa.

Jiri ciągle powtarzał, że jeśli nie będziemy szanować swojego psa, nigdy nie będziemy mieć wyników w sporcie.
Pół żartem pół serio kazał nam zrobić sobie dwa napisy i patrzeć na nie tak długo, aż ochłoniemy kiedy coś nam nie wychodzi z psem.

"Pies nigdy nie jest odpowiedzialny za swoje zachowanie" i " kto kogo szkoli?"




Przejdźmy do naszych wyjść.

Santa była w okresie rui, więc jej mózg w piątek był już na granicy "muszę gwałcić wszystko co się rusza", na szczęście upatrzyła sobie jednego osobnika płci męskiej i to na nim chciała wylać swoje amory :D Trochę byłam zawiedziona, że kolejny raz gdzieś jedziemy i kolejny raz dostała cieczkę akurat teraz! 
No trudno. Niby "pies sportowy", ma pracować nawet jak mózg zostawiła w domu. Co będzie to będzie.

Pierwsze wejście miałyśmy w sobotę.
Byłam ciekawa jak będzie pracować, w końcu nie codziennie wstaje o 2 w nocy, jedzie 4h  i jeszcze zostaje na kilka godzin w obcym pokoju, bo pańcia słucha jak komunikować się z tym dzikusem ;)

Potem jeszcze posiedziała sobie w samochodzie bite 3-4 godziny na praktyce. Na szczęście dla Santy samochód jest oazą spokoju i przespała całą imprezę.

Kiedy przyszła nasza kolej. Uzgodniłam z Jiri jaki mamy problem.
Miałam  pokazać jak zaczynam trening. Nie wiem czy minęła minuta i Jiri powiedział, żebym skończyła :D

Domyśliłam się jaki wykonuję błąd, bo właśnie po to przyjechałam - żeby znalazł receptę na to co robię. Kazał schować piłkę i zamknąć psa. Od tak.
Kiedy kierowałam się w stronę samochodu, Jiri krzyczał, żebym spojrzała na psa.
Pies jak pies, idzie.
No właśnie. Idzie.
Schowałam piłkę, zainteresowanie zniknęło.
Kazał wrócić.
I czekaliśmy, aż Santa się mną zainteresuje bez piłki.

Myślę, że całego procesu opisywać nie będę.. Trzeba było przyjechać... :P

Następnie zajęliśmy się aportem.

Aport także zrobiłam "po swojemu". Santa zaczęła memlać, więc dałam jej korektę "tsss".
Jiri pokazał mi jak zrobić aport poprzez negatywne wzmocnienie, które uwaga! tylko z nazwy jest takie straszne (jakby ktoś czytał i był 1000 % pozytywny).
Ponownie sukces.
A ja się ufajdałam po łokcie z nauką aportu przez 2 lata jeżdżąc i radząc się różnych specjalistów i trenerów... Ufff... w moim wieku nie mogę się już denerwować, więc przemilczę tę kwestię.

Jiriemu podobała się moja praca z Santą i sama zainteresowana :)
Obrastam w piórka, gdy ktoś taki chwali nasz team. Aż chce się dalej ćwiczyć mając świadomość, że to wszystko nie poszło jak krew w piach i jednak ma to jakiś wyraz.


Następnego dnia, po odespaniu całego dnia w trybie zombie udaliśmy się na drugą część teorii. W której omawialiśmy techniki szkolenia, metodę szkolenia, sposób nagrody, itp.

Oczywiście lało i wiało cały dzień. Zapadła decyzja, że zostaniemy w hotelu, a właściciel udostępni nam salę weselną na trening... :)

Sala była, krótko mówiąc trochę upiorna :D
Dla Santy, był to pierwszy trening w takich warunkach.

Trening zaczęliśmy tak jak Jiri radził w sobotę i przed samym naszym wejściem w niedzielę.
Gdy Santa już sama wkręciła się w tryb pracy jej napięcie i frustracja narastała do tego momentu, że piłka była tylko jakimś dodatkiem do całej sytuacji! Ćwiczenie samo w sobie było dla niej tak ważne, że skupiła się tak bardzo na trzymaniu pozycji, że w pewnym momencie naprostowała się i cofnęła do tyłu (w sensie, trzymała pozycje przy nodze). Jiri zrobił nam rozproszenie w postaci klaskania, klepania psa, gwizdania, tuptania. Nachodził na nas, wpadał na Santę, ocierał sie o psa.
Jestem przeszczęsliwa i popadam w samozachwyt nad swoim psem, bo nawet jej oko czy ucho nie drgnęło w takiej sytuacji!
Coś niesamowitego ;)





Jestem bardzo zadowolona po tym seminarium.
Wiedza teoretyczna, która napłynęła z wielkim tsunami, pomoże mi w zrównoważonym i świadomym treningu z Santą. Dowiedziałam się wszystkiego czego chciałam, a nawet nad to czego potrzebowałam i teraz jestem już bardziej przekonana, że z kolejnym psem nie popełnię takich samych błędów co z Santą. Podejrzewam, że bez tego semi - zrobiłabym podobne błędy, może wyszły by one w mniejszym stopniu, ale kolejnego psa "popsułabym" przez nieświadomość swoich czynów.

Z czystym sercem mogę polecić Jiriego. Jest na prawdę świetny w tym co robi. I na pewno wybiorę się jeszcze na jakieś seminarium, które będzie prowadził.

5 komentarzy:

  1. No widać, że człowiek uczy się na błędach. Gratuluję udanego seminarium.

    OdpowiedzUsuń
  2. U nas jakiś czas temu też było seminarium z Jirim, niestety nie mogliśmy się wybrać ale jak będzie jeszcze taka okazja, nie będę się zastanawiać :). Gratulacje dla Was i powodzenia! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Owocne semi :). Uwielbiam to uczucie kiedy wraca się z dobrego seminarium z uczuciem oświecenia, głową pełną pomysłów i plan treningowy nam się już sam układa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Na fb widziałam wydarzenia z semi z Jiri i faktycznie już sam opis brzmiał rewelacyjnie!
    Utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że to naprawdę fachowiec w swojej dziedzinie i że następnym razem trzeba zapomniec o wężu w kieszeni, a najlepiej go wyjąć i udusić, po czym wydać trochę oszczędności na obserwowanie innych przy nauce
    Super!

    OdpowiedzUsuń