środa, 11 grudnia 2013

Na nowo?


Dawno nie pisałam konkretnego posta, bo nie działo się u mnie zbyt dobrze..
Coś się popsuło, coś pękło między mną a Santą i żyłyśmy w konflikcie.
Na początku nie przyjmowałam tego do wiadomości.. No bo jak to - mój idealny pieseł, nasz idealny team, nasze współgranie.. to wszystko co udało nam się już wypracować.. Od tak zniknęło? Nie ma, pustka, nicość? Jakim cudem?! 
Musiałam przejrzeć na oczy i uświadomić sobie, że nawet w najlepszych związkach są spięcia, jest okres, w którym wszystko się psuje i o włos dzieli o totalnej katastrofy..
Wielokrotnie chciałam się wyżalić na blogu, wylać swoje łzy, aczkolwiek pisanie o tym sprawiało mi jeszcze większy zawód niż to co widziałam na co dzień, bo "wychodziło" ze mnie to czego nie chciałam przyjąć do wiadomości. Poza tym, grono pewnych ludzi tylko czyha na potknięcia ludzi, by tylko wywołać nową aferę w zasadzie o nic.. Tak samo jak i z wagą Santy - niby nie powinno to nikogo poza wtajemniczonymi interesować, a zainteresowali się wszyscy Ci, którzy nie mieli zielonego pojęcia i tworzyli swoje fascynujące opowiastki..
Wszystko popsuło się z czasem, gdy mnie przez dwa tygodnie brakowało czasu nawet na spokojne zjedzenie, bo czas gonił jak szalony. 
Przez 2 tygodnie miałam znikomy kontakt z Santą, chyba nawet na spacery nie chodziłam z nią, może jakiś sporadyczny się znalazł.. 
"Władzę i stery" nad Santą przez ten czas sprawowali rodzice - chcieć nie chcieć, pies znalazł sobie towarzyszów spędzania wolnego czasu, gdy ja.. robiłam wszytko, tylko nie zajmowałam się z psem.
Rodzice jak to rodzice.. Wolność do bólu, zero zasad, włażenie na głowę, wariowanie, nakręcanie się... no i miałam zeschizowanego psa, z którym nie dało się nic zrobić. Dosłownie.
Po tych nieszczęsnych dwóch tygodniach ja byłam napalona na jakiś trening z psem, pies.. pies nie wiedział jak się zachować.. Szczekał, wył, robił wszystko tylko nie to co ja chciałam, a jak już się w zebrała w sobie robiła to na "odwal się". A najbardziej załamało mnie.. BRAK KONTAKTU I SKUPIENIA NA MNIE. Nic mnie tak nie sfrustrowało.. Po tym treningu i po paru następnych rzuciłam wszystko i przestałam robić z psem cokolwiek, najprościej rzecz ujmując " obraziłam się" na psa. Wtedy już nie dlatego, ze nie miałam czasu, ale nie miałam chęci na to by cokolwiek robić z tym kundlem.
Przyszła któraś tam niedziela, Pani Halina załamała się jak zobaczyła to co robi Santa, ja zapadałam sie pod ziemię, ale porządny opieprz i rady, a także analizując zachowanie Santy Pani Halina  powiedziała mi czego skutkiem jest to, ze tak to ujmę "złe zachowanie". Kolejny okres to ogarnianie psa, obserwowanie go - co zepsuli rodzice, na co ta Sierota się nakręca.. Krok po kroku naprawialiśmy nasze stosunki, było już nawet nawet.. i potem spróbowałam popracować z nią z koziołkiem... Kolejne załamanie.. wypluła koziołek - ten spadł jej na łapę.. Bała się wziąć cokolwiek do pyska.. To był przesąd. Byłam już tak załamana, bo do ogarnięcia całego schematu Obi został nam ten koziołek - stwierdziłam, że jeżeli dzisiaj nie zobaczę poprawy w jej ćwiczeniach, to kończę z tym.. Przerzucę się na coś, w czym ten kundel może się spełni, bo jak widać jej mózg nie ogarnia takiego czegoś..
Myślę, że chyba wyczuła moje złe emocje, bo ciągle znosiła mi zabawki i choć wystraszona ( bo zrobiła źle, bo jestem zła ) nakłaniała mnie do zabawy.
Wzięłam ją na boisko i zrobiłam jedna rundkę z chodzenia przy nodze. Nie było to coś wystrzałowego.. powiedziałabym, ze to nawet nie świeciło, ale jakaś iskierka się pojawiła. Dało mi to nadzieję, ale nie zaczęłam z nią od razu wskakiwać na głęboką wodę.
Cofnęłam się do przedszkola, do tego co robiła jak była szczylem załatwiającym się jeszcze na płytkach w przedpokoju. Komendy wplatane w zabawę - jedna / dwie / trzy komendy podczas zabawy, tak by nie zorientowała się, że to poważny trening, a forma zabawy, bo najwidoczniej było to dla niej zbyt dużo obciążenie.. może nawet stres.. za dużo od niej wymagałam?
Zaczęłam też spędzać z nią więcej czasu - po prostu głaszcząc ją czy leżąc z nią - rzadko mi się to zdarza, bo nie oglądam Tv a przy innej okazji nie pokładam się w ciągu dnia.
Sancie powróciła chęć do zabawy, do pracy. 
Wczoraj zrobiłam z nią krótką sesję chodzenia przy nodze - raczej chodzenia po okręgu w lewą stronę. Ach.. kontakcik, dupka prosto... W KOŃCU!
Dzisiaj - co prawda po ciemku i nie zamierzony mini trening - nie mogłam się oprzeć, bo Santa strasznie była nakręcona od samego mojego przyjścia ze szkoły, więc musiałam ją wykorzystać ;)
Bez piłki, bez dodatkowych komend... Głowa wysoko, paczadła wpatrzone w moje oczy. Iskierki w oczach... Zero ludzi, w oddali odgłosy miasta, zmrok, trening przy świetle lampy... To lubię, to kocham, tego mi brakowało i myślę, że Sancie również.
Po burzy następuje słońce. Nasze słońce wychodzi zza chmur, przebija się i przebije się choćby nie wiem co, bo nic nie sprawia mi.. jej.. NAM takiej satysfakcji i radości co Obedience.




To sie rozpisałam... xD

EDIT.: Filmik z dzisiaj:



7 komentarzy:

  1. Powiem Ci, że doskonale wiem co czujesz, bo miałam dokładnie to samo :) nie raz musiałam się cofać żeby naprawić coś co się zepsuło, nie raz musiałam naprawić to co sama zniszczyłam popełniając błąd, tylko u mnie nie ma miejsca na błędy, bo od tego może zależeć czyjeś życie. Na szczęście szybko nauczyłam się naprawiać wszystko i teraz żyjemy w harmonii i zrozumieniu ;) Tobie też tego życzę, nie poddawaj się i powodzenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nie należy się poddawać, jeżeli coś nie wychodzi, należy się cofnąć krok w tył i próbować znaleźć inny sposób. Byłam niedawno w dokładnie takiej samej sytuacji jak ty. Na dwór wychodzilam tylko na 10 min. na trening, 0 spacerów (całe szczęście duża działka) zero zadowolenia s pracy. Skutki były takie, że pies zamknął się w sobie, nie chciał pracować, ani się szarpać o co walczylam przez całe wakacje i nadal walczę, nie rozumiał prostych komend, nie cieszył się tak jak kiedyś z mojego przybycia. Jeden mój głupi błąd, nie brak czasu tylko ten pier*olony internet.... Widząc to co się dzieje, czując smutek postanowiłam coś z tym zrobić, nie potrafię żyć że świadomością że mój pies mnie "olewa" nie, to w chili obecnej mnie najbardziej bolało.. Wyszłam na dwór robiłam to co mój pies uwielbiał, dużo do niej mówiłam nagradzalam za byle gowna, za kontakt za siad, cieszyłam się jak głupia, zaczęłam wychodzić na spacery, spędzać czas z moim psem nie tylko na treningach, gdy coś nam nie wychodziło nie wkurzalam się, nie dawalam znaku że jestem zła, zrobiłam krok w tył .... i odzyskalam swojego psa <3
    Uswiadomilas mi coś bardzo ważnego, na co nie zwracalam uwagi, pies nie jest po to aby zwyciężać, aby ciągle trenować... pies jest po to aby mieć kogo kochać, aby mieć komu się wyzalic, aby mieć przyjaciela który podniesie Cię po upadku.....

    Ps. Rozpisalam się też, ale nie mogłam się powstrzymać ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Santa to cudowny pies co wynika z notek na blogu. My nie mamy tak różowo jeśli chodzi o Yuki. Jest dużo potyczek, które naprawde ciężko jest sprowadzić do poziomu zero. Szczerze ci gratuluję, że uregulowałyście sobie z Santą co co miałyście uregulowac i życze wam dużo sukcesów i jak najmniej nieprzyjemnych zdarzeń :)

    OdpowiedzUsuń
  4. "Na początku nie przyjmowałam tego do wiadomości.. No bo jak to - mój idealny pieseł, nasz idealny team, nasze współgranie" - na te słowa czekałam. Nie, nie na twoje potknięcie. Tylko na dostrzeżenie rzeczywistości. Bo nikt nie jest idealny. Każdy pies jest inny i to ze inne ONki z tej linii są super extra itd., ale nie znają bliskości człowieka, a drugie mniej idealne lubią poleniuchować z opiekunem to nic złego. Po prostu.

    "Myślę, że chyba wyczuła moje złe emocje, bo ciągle znosiła mi zabawki i choć wystraszona ( bo zrobiła źle, bo jestem zła )" - nie dało ci to nic do myslenia? Przecież w związek między psem a czlowiekiem nie może wkradać się strach!
    -"Komendy wplatane w zabawę" - idealne wyjście. Bo na tym powinna polega praca z psem - na zabawie właśnie. Pies MUSI to lubić, bo inaczej nie ma to sensu, kiedy pies wykonuje polecenia bo boi się "pana".

    "... bo najwidoczniej było to dla niej zbyt dużo obciążenie.. może nawet stres.. za dużo od niej wymagałam?" - TAK, TAK, TAK! Dziewczyno, wreszcie przejrzałaś na oczy! Nie docierało to do ciebie wcześniej. Ja pisałam ci te wszystkie rzeczy, nie dlatego, ze chce byc hejtem, który ubliza wszystkim wokoło, bo jest sfrustrowanym człowiekiem. Tylko, zeby ukazac ci blad. Bo wymaganie od psa nad jego norme przynosi odwrotny skutek. Lepiej ogarnac kilka rzeczy perfekt, niż kilkadziesiąt po łebkach czy w mysl zasady "zakuc, zdac zapomniec"

    "Zaczęłam też spędzać z nią więcej czasu - po prostu głaszcząc ją czy leżąc z nią - rzadko mi się to zdarza" - I nie sprawia ci to radosci? Przeciez takie zwykle przebywanie z psem wzmacnia więź. Nie treningi, tylko glaskanie, lezenie, czy mowienie do niego. Dziwi mnie, ze nie robilas tego wczesniej. Odnosze wrazenie, ze Santa potrzebna jest ci tylko do treningow, do "szpanu" rasowym, wyszkolonym z dośc mało popularniej linii hodowlanej psem

    I dalej nie mogę znieść tych określeń : "kundel" czy "sierota". Ale cóż. -,-
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Do niczego nie będę się przyczepiać, aczkolwiek do tego muszę: ""Zaczęłam też spędzać z nią więcej czasu - po prostu głaszcząc ją czy leżąc z nią - rzadko mi się to zdarza" - I nie sprawia ci to radosci? Przeciez takie zwykle przebywanie z psem wzmacnia więź. Nie treningi, tylko glaskanie, lezenie, czy mowienie do niego. Dziwi mnie, ze nie robilas tego wczesniej. Odnosze wrazenie, ze Santa potrzebna jest ci tylko do treningow, do "szpanu" rasowym, wyszkolonym z dośc mało popularniej linii hodowlanej psem "
    - Santa nie jest typowym psem, który widzi tylko plac i swój kojec. Santa mieszka z nami w mieszkaniu, wiec oczywiste jest to, ze ma ciągły kontakt ze mną czy z innymi. Zawsze jest głaskana, zawsze są zabawy, zawsze coś jest, a o gadaniu z nią już nie wspomnę, bo nie raz to tak się rozgadamy, ze głowa mała xD
    Post dotyczy tylko tego okresu, gdzie wszystko się zawaliło, na łeb na szyję. Wtedy, gdy nie maiłam czasu - przeszkadzało mi to, ze chodzi za mną wciskając mi zabawki - rzucając je na zeszyty, do talerza z obiadem - każdy by się zdenerwował. Teraz jest inaczej, teraz Santę bardziej traktuję jako zwykłego psa.. ehh... "zwykłego", bo jej praca mnie załamuje porównując ją do wcześniejszego śmigania. I tak jak pisałam w poście - ma komendy wplatane w zabawę - zawsze miała, ale jest okres, gdzie od psa zaczyna się wymagać, gdzie pies nie ma myśleć - " o zaraz piłeczkę dostanę", tylko ma myśleć i wykonywać zadanie I jeśli zrobi je dobrze - dostanie nagrodę, jeśli nie - nie dostanie. Santa już była na tym etapie, bo cieszyła ja praca i rozumiała czego sie od niej wymaga. Przestałą to robić, gdy zerwała sie z nami więź. Proste. Dlatego, musy zaczynać od początku.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiesz, ja to rozumiem. To okropne uczucie kiedy znika cos, nad czym pracowalo sie latami...

    OdpowiedzUsuń