Taka jest teraz moda, że warto być kimś.
"Kimś" możemy się urodzić i od razu mieć przyszłość usłaną płatkami róż, ale większa część ludzi musi zapracować na uznanie. Jak to śmiesznie brzmi: "uznanie".
W psim światku wystarczy kupić psa zza granicy, albo po prostu by miał fajnie brzmiący przydomek i coś osiągnąć w psim sporcie czy w konkursach psiej urody.
Oj tak, wtedy jest się autorytetem.
Ludzie lubią mieć swoich idoli.
A idole kochają mieć fanów.
I wtedy przychodzi ta refleksja nad swoim życiem i ten nikczemny pomysł: JA TEŻ CHCĘ.
I od tego wszystko się zaczyna, a Internet chłonie... A ludzie czytajo... i się śmiejo...
I tak o to powstał post.
Zbiór "śmieszności", który ogarnia psi świat i ludzi z nim związanych.
Opisuje zacięte walki - rywalizacja to podstawa!, ale i paradoksy, hipokryzje, ale przede wszystkim, to jacy ludzie są zabawni w swoim ślepym dążeniu do bycia "kimś".
Bardzo proszę odebrać ten post z przymrużeniem oka, a jeśli ktoś cierpi na bóle głowy, tyłka albo innych części ciała, to polecam od razu, to wyłączyć ;)
Nie ma chyba bardziej irytującej sytuacji, niż ta, w której po wstawieniu zdjęcia pięknej, zgrabnej suczki popularnej albo i mniej modnej rasy następuje fala ochów i achów.
Moment wychwalenia pod niebiosa i to nieszczęsne zdanie..: "a planujesz szczeniaczki?"
I w głowie nagle mętlik no bo jak to? Szczeniaki?! Hmm, im się podoba, NA PEWNO KUPIĄ hmmm czemu by nie!
- "Tak, planuję miot"...
Ludzie sobie nie zdają sprawy nad odpowiedzialnością, za to co urodzi się pod ich dachem...
Psie imiona..
Wyszukane, udziwnione, czasem nie wiadomo jak poskładać literki w głowie, by dobrze wypowiedzieć to na głos.
Indywidualne pomysły.
Byłoby szkoda, gdyby ktoś podkradł nasz pomysł wyjątkowego imienia, równie wyjątkowego psa...
Dlatego trzeba walczyć!
Trzeba wyzywać, trzeba zbesztać z błotem.
Należy wyśmiać i szydzić z drugiej osoby..
Tylko dlatego, że komuś spodobało się to samo imię i bardzo chciałby, żeby jego równie wyjątkowy pies nazywał się tak samo...
Jaki stres i gniew musi czuć osoba, które spotka się z drugą osobą o TYM SAMYM IMIENIU, które nadali jej rodzice, ponieważ bardzo im się spodobało imię córki koleżanki szwagra od strony ciotki ze strony babci taty.
Z roku na rok psie sporty zyskują na popularności.
Zastanawiam się kiedy postawimy flagę na szczycie popularności.. i kiedy dostawimy drugą flagę z napisem: "świadomość".
Nie wiem czy to już konieczność i przymus ze strony psiego społeczeństwa czy po prostu mniej lub bardziej "fajna moda", że mając psa TRZEBA z nim uprawiać jakiś sport. To jest jakiś nakaz trenowania z psem czegoś.
Byle co, ale żeby trenować.
Byle jak, ale musi być zdjęcie z treningu.
I gdy przychodzi ten moment, gdy ten nieszczęsny człowiek robi swojemu ukochanemu psu
prześwietlenie.. i wychodzi... dysplazja.
Zazwyczaj lekka, ale dysplazja.
O nie.
Koniec świata.
Słonko zaszło za ciemne chmury, życie straciło sens.
Listy pożegnalne.
Płacz i rozpacz.
To już jest koniec.
Przecież z psem z (lekką) dysplazją nie można nic zrobić!
Kaleka!
Ale dzień przed prześwietleniem salta w powietrzu robił.
I tu przychodzi ten termin - świadomość.
Pytanie czy ludzie nie mają pojęcia czy boją się negatywnych głosów środowiska. Skłaniam się ku drugiej opcji, niestety...
Gdy już życie nie ma sensu, a przecież psem trenuje się od roku i agility/frisbee/obedience/flyball stał się sensem życia i nie pamięta się jak fajnie było, gdy do życia wkroczyła rywalizacja o lepsze zdjęcie z treningu i lepsze wyniki i w ogóle o wszystko lepsze przychodzi ta myśl.
MUSZĘ KUPIĆ DRUGIEGO PSA DO SPORTU.
A już w ogóle hitem Internetu są dla mnie właściciele FIT psów, którzy sami noszą rozmiar XXL.
To przekracza moją wyobraźnię.
Dzień w dzień posty pochwalne dla mięśni Pipka, Fafika i Azorka. Dzień w dzień przewijam te same pytania: "jakie ćwiczenia na mięśnie i na odchudzanie", "jaka karma, żeby łatwiej było schudnąć psu?".
Zdjęcia porównujące, zdjęcie mięśni łap z każdej strony i pod każdym kątem...
Och ludzie.. Wy i te Wasze kompleksy... ;)
Wyżywacie się na tych biednych żyjątkach, a żeby samemu wziąć się za swoje cztery litery, to chęci brak.
Ale wiem... nie ma nagród za przysiady, nie ma kto przygotować fit posiłku, nie ma takich fajnych kolorowych piłeczek za którymi można biegać kółka na boisku :)
I nie, nie uznaję tłumaczeń, że ktoś jest chory!
Tłumaczy się tylko winny.
Znam wiele osób, którzy borykają się z różnymi chorobami, przez które mają tendencje do tycia. Żadne nie płacze, tylko ćwiczy wytrwale. Albo po prostu nie wpiernicza tyle hamburgerów i schabów.
I nie, to nie jest tak, że gadam o innych.
Osobiście jestem dotknięta "super" przypadkiem, który uniemożliwia mi intensywny wysiłek i obciążenia, po których jedyne co mogę robić to wyć z bólu.
Dlatego, wszystkie głupie tłumaczenia, że ktoś jest chory można sobie miedzy bajki włożyć.
Nic mi do tego jak ktoś lubi swój nadmiar ciałka :D
Wiem, znienawidzicie mnie, ale na swoją obronę mam to, że bawi mnie więcej sytuacji, ale nie będę ich już wymieniać, bo nie chcę by ktoś poczuł się dotknięty osobiście ;)
Kocham ten wpis xD
OdpowiedzUsuńWięcej takich postów ! Toż to dzieło sztuki, arcydzieło, nie wiem jak mogę to jeszcze inaczej określić ale to się tak dobrze czytało, że aż mi przykro, że to koniec.
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze ujmujący terazniejszą psią rzeczywistość post! Trafiony idealnie w sedno.
OdpowiedzUsuńSporo w tym racji.
OdpowiedzUsuńOstatnio i mi ulało mi się na konieczność posiadania błogosławieństwa psiego swiatka, żeby wziąć sobie psa pracującej rasy. Jak można mieć psa pracującego i trenować z nim nie na poważnie i nie planować zawodów - ZBRODNIA. :P
Jesli chodzi o fit dogi i fat ownerów - przyjmuje do wiadomości, że to może być czyjś wybór, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że po prostu łatwiej wyżyłować psa, niż usportowić siebie. Sama mam nadwagę "estetyczną" i patrząc na moje suczi wzięłam się za siebie, bo głupio mi było, że psa piłuję, a sama "rosnę i rosnę".
Znam kilka psów, którym dysplazja nie przeszkadza w sporcie - może nie turbo wyczynowym, ale jeśli coś sprawia frajdę i pies nie kuleje przez tydzień po treningu, to w konsultacji z wetem - czemu nie?
Co do imion - nie robi mi to różnicy. Sama zapisuję imię mojej suki w pretensjonalny, zerżnięty z Wiedźmina sposób, na okoliczność tego, że małżonek usłyszawszy jej schroniskowe imię sam dodał przydomek "de Tancraville" (grał wtedy w dwójkę). Natomiast kompletnie nie ogarniam bólu dupy w sytuacji, gdy ktoś też swojego Burka nazwie Burkiem.
Wojna o imiona naj <3
OdpowiedzUsuńDla mnie totalnym wow jest właśnie fit piesek i zupełne przeciwieństwo właściciela. Co do tego mam takie samo zdanie jak ty. Dla mnie to jest wręcz dziwne. No a wojna o imiona to norma. Nic dziwnego już :p
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy i zapraszamy do nas! Biscuit Life
Nie da się tego lepiej ująć <3. Cały post czytałam z bananem na twarzy. Zwłaszcza te nieszczęsne psie sporty. Co chwilę widzę posty na Facebooku gdzie ludzie chwalą się, że nowy "papik" (najczęściej border) jest w domu. I już plany, aby za 16 miesięcy na Latających Psach startować, bo już, już, można! A dwa tygodnie od przyjazdu do domu koniecznie na seminarium obiedience, bo to jedyne co z takim szczeniorem mozna robic.Czas goni, pies sportdogiem będzie tylko do 3 roku życia, potem jest bezużyteczny. Nie wiadomo czy śmiać się, czy płakać.
OdpowiedzUsuń